Strona głównaMieszkańcyWołyniacy w Swoszowicach

Wołyniacy w Swoszowicach

Pismo Kurii krakowskiej do proboszczów parafii gdzie skierowano uchodźców z Wołynia

Zapewne wielu mieszkańców Swoszowic obejrzało poruszający film „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Nie ma więc szczególnej potrzeby przypominania szczegółów okrucieństwa, których doznawali nasi rodacy ponad siedemdziesiąt lat temu. Niemniej jednak chciałbym przypomnieć, że oprócz ludobójstwa dokonywanego na Polakach, dotykały ich także inne formy represji m.in. były to wysiedlenia. W czasie II Wojny Światowej również mieszkańcy Swoszowic spotkali się z tragedią Wołyniaków…

Geneza

Każda zbrodnia, szczególnie tak bezwzględna jak ludobójstwo wołyńskie, ma swoją wieloletnią genezę. Zbrodnia wołyńska nie byłaby możliwa gdyby nie 3 rzeczy. Po pierwsze – polityczna próżnia, w jakiej znalazły się tereny dawnego województwa wołyńskiego podczas niemieckiej okupacji. Po drugie – skala zbrodni, bezprawia i przyzwolenia na brutalizację życia codziennego stosowana przez nazistów. Po trzecie – wyrosłe na tym gruncie ukraińskie ruchy partyzanckie, które oczekując odpowiedniego momentu do ataku, chciały odbić ziemię z rąk Polaków i utworzyć na niej niepodległe państwo.

Ten moment nadarzył się latem 1943 r., gdy przegrywająca na froncie wschodnim III Rzesza coraz mniej uwagi mogła poświęcać terytorium etnicznie ukraińskiemu, w zamian za zaangażowanie tamtejszych partyzantów w walkę z Armią Krajową i wstępowanie do jednostek Waffen-SS, przymykając oko na siany przez banderowców terror wśród polskiej ludności cywilnej.

Krwawa niedziela

Choć napięcie etniczne i fala zbrodni na Wołyniu narastały stopniowo, kulminacja nastąpiła 11 lipca 1943 roku, czyli w „Krwawą niedzielę”. Akcja eksterminacji polskich cywilów przez m.in. przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-B) oraz Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) przybrała przerażające rozmiary. Tego dnia zaatakowano 99 miejscowości, następnego – kolejnych 50. Stan ciągłego zagrożenia utrzymywał się do wczesnej wiosny 1944 roku, kiedy UPA przeniosła działania na rejon Lwowa i Podole.

Skalę represji wobec ludności polskiej jeszcze lepiej oddają ogólnodostępne dane. I tak w lipcu 1943 roku – zaatakowano 520 wsi i osad, mordując około 10-11 tys. Polaków. W sierpniu 1943 roku – nastąpiły ataki na 301 wsi i osad, zamordowano około 8 300 Polaków. Do grudnia 1943 roku brutalne zabito ponad 40 tys. naszych rodaków ze Wschodu. Łącznie w wyniku ludobójstwa śmierć mogło ponieść nawet ponad 60 tys. osób, w tym 2,3 tys. Ukraińców w ramach polskiego odwetu i działań obronnych.

Los ocalonych

Mieszkańcy wiosek, które ocalały przed napadami, ale którzy obawiali się, że rzeź dosięgnie również ich osad, uciekali do większych miejscowości. Z reguły zamykano ich w obozach. Bezdomnych, pozbawionych majątku i bez żadnego dobytku. Jedynym rozwiązaniem, zaakceptowanym zresztą również we własnym interesie przez okupujących Wołyń Niemców, była ewakuacja tych ludzi na Zachód na teren Generalnej Guberni.

Organizacją doraźnych transportów ewakuacyjnych za zezwoleniem Niemców zajmował się Polski Komitet Opiekuńczy, działający w większych miejscowościach Wołynia. Transporty docierały do Lwowa, Krakowa, Przemyśla, a ich pasażerom udzielano schronienia i pomoc.

Przyjrzyjmy się szczegółom tych działań, jest to możliwe dzięki archiwalnym dokumentom zachowanym w polskich archiwach.

Polskie Komitety Opiekuńcze (PolKO) były terenowymi oddziałami Rady Głównej Opiekuńczej (RGO) – polskiej organizacji charytatywnej, działającej na terenie Generalnej Guberni za zezwoleniem władz niemieckich. Pierwszym Prezesem Zarządu Głównego i organizatorem w 1940 roku był hr. Adam Ronikier wspierany przez abp. Adama Stefana Sapiehę. Pozyskując środki finansowe i rzeczowe zarówno od władz okupacyjnych, jak i społeczeństwa polskiego PolKO pomagały wielu potrzebującym, Żydom i Polakom. Pomagały również Wołyniakom.

Jednym ze wspomnianych dokumentów jest raport zatytułowany „Transport Wołyniaków z powiatu Beresteczko”. Wyłania się z niego tragiczny obraz losów ludzi, którzy ocalili życie kosztem opuszczenia ziemi i gospodarstw, a więc wygnania z ojcowizny.  Uciekinierzy zostali przez Niemców zamknięci w obozie i zarejestrowani. Następnie z młodych mężczyzn powołano milicję stałą i tymczasową o liczebności około 100 osób.

Jak się szybko okazało milicja ta miała towarzyszyć rodzinom, które Niemcy zmuszali do żniw na porzuconych w okolicznych miejscowościach polach. Rolnicy pod ochroną nielicznych żołnierzy niemieckich oraz wspomnianej milicji pracowali w ciągłym zagrożeniu ze strony partyzantki ukraińskiej. Niejednokrotnie dochodziło do wymiany ognia pomiędzy ochroną a Ukraińcami. To samo działo się podczas młocki. Niemcom zależało na bardzo szybkim uprzątnięciu pól, zebraniu plonów i wywiezieniu ich w głąb Rzeszy.

Ludzie po zakończeniu prac polowych poinformowano, że zostaną przewiezieni na zachód, do swoich rodzin. Transport ruszył pod eskortą policji ukraińskiej i dotarł do Brodów, gdzie opiekę nad nim przejął PolKO. Już w Brodach Niemcy chcieli przeprowadzić selekcję i nabór do pracy przymusowej w Rzeszy, jednak dzięki pracownikom PolKO, udało się tego uniknąć. Transport ruszył dalej na zachód – do Krakowa. W Krakowie wysiedleńcy uzyskali pomoc organizowaną przez PolKO.

Pomoc w kraju

Pismo Kurii krakowskiej do proboszczów parafii gdzie skierowano uchodźców z Wołynia / mat. archiwalny

Pismo Kurii Krakowskiej do proboszczów parafii gdzie skierowano uchodźców z Wołynia / mat. archiwalny

Szczegóły pomocy poznajemy z lektury innego dokumentu noszącego tytuł „Sprawozdanie z akcji niesienia pomocy uchodźcom z Wołynia”. 250 osób przyjechało transportem specjalnym na Dworzec Krakowski 22 lipca 1943 roku. Powitani zostali przez przedstawicieli Komitetu Józefa Dunin – Łabędzkiego i Jana Kantego Zachemskiego. Przesiedleńcy zostali umieszczeni we wcześniej udostępnionym przez władze okupacyjne budynku na ul. Lubicz 25.

Już na drugi dzień przybył do przesiedleńców Starosta Powiatowy Schaar w towarzystwie Policji. Nakazał natychmiastowe dokonanie spisu przybyłych oraz przekazał kryteria wg których miano dokonać selekcji do pracy przymusowej w Rzeszy. Spis wykazał, że transport liczył 105 rodzin liczących ogółem 325 osób, w tym 109 dzieci w wieku do lat czternastu.

24 lipca do obozu przybyła Komisja Urzędu Pracy i skierowała na badania 107 ludzi – jako potencjalnych robotników przymusowych. Badania odbywały się w Krakowie na ul. Wąskiej 5. W tym samym dniu Wołyniaków odwiedził Prezes RGO hr. Adam Ronikier oraz Pełnomocnik na okręg krakowski hr. Henryk Potocki.

Początkowo wyżywieniem uciekinierów z Wołynia zajęła się sekcja pomocy więźniom PolKO Kraków – miasto na czele z Marią Zazulową. Wydawano trzy treściwe posiłki dziennie, najczęściej była to zupa z chlebem. Później posiłki przygotowywały m.in. ss. Albertynki. Jednocześnie z pomocą żywnościową przekazywano potrzebującym spore ilości odzieży pochodzącej ze zbiórek wśród mieszkańców Krakowa.

Najważniejszym było jednakże uchronienie ludzi przed wywózką do Niemiec. W tej sprawie interweniowali w Starostwie Powiatowym przedstawiciele PolKO w Krakowie – Julian Konopka i Czesław Nowicki. Z 90 osób, które ostatecznie dotarły na ul. Wąską 5, wyreklamowali 34 Wołyniaków.

W dniach 28 i 29 lipca, w godzinach popołudniowych odbyła się konferencja z przedstawicielami Starostwa Powiatowego, na której ustalono plan rozmieszczenia Wołyniaków w powicie krakowskim i miechowskim. Powiat krakowski został zobowiązany do przyjęcia 195 osób, do gminy Swoszowice skierowano 12 osób.

Wołyniacy w Swoszowicach

Karta Rejestracyjna rodziny skierowanej do Swoszowic - Dworu / mat. archiwalny

Karta Rejestracyjna rodziny skierowanej do Swoszowic – Dworu / mat. archiwalny

Zachowała się tylko jedna „Karta Opiekuńcza”- dokument rejestracyjny wydany przez Polski Komitet Opiekuńczy w Krakowie. Dotyczy ona rodziny rolnika Wacława Bilińskiego (ur. 1915 r.) z Łukowic (Łukowca) oraz jego żony Heleny (ur. 1919 r.) i syna Mikołaja (ur. 1941 r.). Zostali oni skierowani do Swoszowic – Dworu.

Wiemy, że rodzin wołyńskich w Swoszowicach było więcej. W pamięci mieszkańców Swoszowic zapisały się niektóre nazwiska: Anklewiczowie, Janowiczowie, Uruscy, Sterniakowie i inni, dzisiaj zapomniani. Pozostały zapisy w Księgach Parafialnych oraz groby na Cmentarzu Parafialnym we Wróblowicach.

To co nie zatarło się w pamięci mieszkańców Swoszowic to wielka bieda przybyszów. Nie mieli oni podstawowych środków do życia, odzieży. Skazani byli na pomoc ze strony Polskiego Komitetu Opiekuńczego i mieszkańców miejscowości do których zostali przewiezieni. Krakowska Kuria skierowała do Proboszczów Parafii Katolickich pismo z prośbą o pomoc dla rodzin relokowanych do poszczególnych Parafii.

Rodziny umieszczono prawdopodobnie w domach wskazanych przez gminę. Można sądzić, że były to domy opuszczone (dom p. Dobrzańskiej na ul. Lusińskiej) lub osób dobrze sytuowanych (domy pp. Grzymków i Węglarskich). Dzieci rozpoczęły naukę w swoszowickiej szkole, dorośli pracowali dorywczo m.in. w zarządzanym przez Niemców uzdrowisku.

Niektórzy po zakończeniu działań wojennych wyjechali do swoich rodzin mieszkających w innych regionach Polski. Wiemy o żyjących do dzisiaj potomkach osób, które przybyły w 1943 roku do Swoszowic, niestety dotychczas nie udało się nawiązać z nimi kontaktu…

Artykuł powstał we współpracy z Dominikiem Galasem, który udostępnił część dokumentów archiwalnych.

 

[email protected]

mgr inż. metalurg, absolwent AGH. Od 28 lat prywatny przedsiębiorca, współwłaściciel UNISON sp. z o.o. Związany od wielu pokoleń ze Swoszowicami, społecznik, założyciel i administrator grupy "Swoszowice nasze miejsce na ziemi" na FB. Interesuje się historią lotnictwa II Wojny Światowej, działa w Komitetach upamiętniających poległych lotników na terenie Polski.

Oceń Ten Artykuł:
3 komentarze
  • Lilianna Pochwalska / 24 stycznia 2017

    Bardzo ciekawy artykuł! Skąd pochodzą opublikowane materiały archiwalne?

  • Artykuł napisał Dominik Kościelny na podstawie materiałów własnych oraz udostępnionych przez Dominik Galas.

ZOSTAW KOMENTARZ